zaprzyjaznione fora                    

forum teczowe nutki   •                 
forum anarchy squad   •                 
forum unimatrix squad   •                 
forum serwera unimatrix   •                 
the foto borg collective   •                 
 
Index Rejestracja FAQ Użytkownicy Grupy Nasza strona  
 

Inne



Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Strona 7 z 12
Idź do strony Poprzedni  2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12  Następny

Evilive


BORG Moderator
::: 727 :::

- A więc pan jest zainteresowany sprzedażą pewnej ilości... roślin?
- Owszem. Mamy na przykład w dużych ilościach te... tataraki.
- Przepraszam, co?
- No... tatatatataraki!
- Ach, tak. Jaki to gatunek... tataraków?
- To jest nasza własna hodowla według projektów botaników radzieckich.
- W porządku. Jaka średnica... łodygi?
- 9 milimetrów.
- A przepraszam, czy z tą... kukurydzą?
- Pan wybaczy, nie rozumiem.
- Chodzi o kolby.
- Aaaa! No więc część tataraków z kukurydzą, reszta krótkie. I do każdego
tataraka dajemy po pięćset... nasionek.
- Jaki jest zasięg... zasiewu?
- Nominalnie 1500 metrów.
- No dobrze. Interesują mnie jeszcze niedrogo jakieś... cebulki.
- Zaczepne czy obronne?
- Wie pan, ja się nie znam zbyt dobrze na botanice... Bo jedne są z czymś
takim długim do trzymania...
- Ze szczypiorkiem.
- O! właśnie. To mi chodzi o takie okrągłe bez szczypiorka.
- To obronne.
- Możliwe. Jak to konkretnie działa?
- Proszę pana, tam jest na końcu taki korzonek. Jego się wyrywa, potem liczy
pan do trzech i szybko sadzi.
- Czy to też z radzieckich instytutów badawczych?
- A co? Złe?
- Nie, nic nie mówię. Tylko czy ten gatunek przyjmie się... że tak powiem,
na południu Europy?
- Wszędzie się przyjmie. Żeby pan widział, jak to kwitło na górskiej glebie
w Afganistanie.
- Tam? A to widziałem!
- Jak duży areał chce pan obsadzić?
- Wie pan, ja liczę inaczej. To mi musi wystarczyć dla pięciuset... rolników
na tydzień kampanii.
- To wypadnie ze dwieście skrzynek.
- A czy to przypadkiem nie zacznie wegetować w transporcie?
- Wykluczone. Zarodniki się wykręca i transportuje osobno.
- Rozumiem. Teraz mnie jeszcze interesują takie duże... widzi pan, te braki
w botanice!... takie okrągłe, co się zakopuje płytko do ziemi i zasypuje, że
niby nic tam nie ma.
- Sadzeniaki.
- O! Sadzeniaki.
- To ma służyć to rozsady piechotnej czy czołg... przepraszam... czy przeciw
zmechanizowanemu sprzętowi rolniczemu?
- Ja je zamierzam użyć przeciwko... innym rolnikom.
- Czyli piechotne sadzeniaki.
- Tak. Na lini... miedzy chcemy posadzić.
- A jak długa jest ta... miedza?
- No wie pan, dzisiaj 900 kilometrów. Ale to się co dzień zmienia.
- Rzecz jasna. Dysponujemy każdą ilością.
- No, a przede wszystkim bylibyśmy zainteresowani jakimś nawozem... s z t u
c z n y m!
- Sztucznym?
- Uzyskanym l a b o r a t o r y j n i e!
- Hm. Trudna sprawa. A co najbardziej by was interesowało?
- Jak by to powiedzieć... U... R... No, uryn!
- Uryn! Może lepiej mówmy... mocznik?
- O, właśnie! Mocznik.
- Dużo tego potrzeba?
- Odrobinka. Tak na dwa, trzy silosy.
- To będzie sporo kosztować.
- Cena nie gra roli. Mamy bardzo ambitne stacje hodowli. Rwą się, żeby coś
rozszczepić.
- Cóż... Mamy pręty... mocznikowe wzbogacone po sześć kilo sztuka. Ale
trudne w transporcie, bo to są długie laski...
- Nie szkodzi, my przyzwyczajeni, ha, ha, ha!
- Dobrze. Na jaki kraj pisać papiery wywozowe?
- Jak zwykle. Na Islandię.
- No to, wiemy wszystko. Do widzenia.
- Żegnam pana... przepraszam, zapomniałem nazwiska?
- Minister Kazimierz X. Oczywiście - minister rolnictwa.
- Marszałek Zoran X. Oczywiście - marszałek polny.


............................................
Pon Lip 31, 2006 8:03 am


•  Adults only
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


Kajot
(:


Vice Admiral
::: 7102 :::
wiek: 34
:: LINK ::

i on ma mnie k^*%^ edukowac?


............................................
Pon Sie 07, 2006 4:07 am


•  BORG Member
•  Clan Destructive Socks
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomośćWyślij email


robic


Administrator
::: 3635 :::
STEAM_0:1:1020143
wiek: 59
Kajtek wyrazy współczucia dla ciebie i tobie podobym.


............................................
Pon Sie 07, 2006 7:19 pm


•  100+ Club Member
•  Administracja
•  Adults only
•  BORG Member
•  Clan STORM
•  Sztab BORG
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


Evilive


BORG Moderator
::: 727 :::

autentyki...


Zmieniła nam się na jakiś czas sekretarka. Z typowej blondi na jeszcze
bardziej typową blondi i to na dodatek pinkowatą.
Przyjechali przed momentem [K]ontrahenci, to ja grzecznie pytam czy coś
wypiją. Oni "niestety" wybrali tylko kawę. Wołam więc [S]ekretarkę i mówię
co i jak.
[S] - Jakiej kawy się panowie napiją?
[K] - Sypanej.
[S] - Ale naturalną czy rozpuszczalną?
Po chwili [S] wybiega z kuchni i pyta:
[S] - Kawa ma być ze śmietanką?
[K] - Nie. Ma być czarna i gorzka.
[S] - Z cukrem?
**



Dawno temu (ale już po ukazaniu się skeczu z lachonami),w łóżku, już po...
fakcie, leżałem sobie z ex. i gadaliśmy o nazewnictwie różnych rzeczy, bo
nie znała np. określenia "lachony"...
[O]na - To jak się jeszcze mówi na takie różne rzeczy?
[J]a - "zaglądanie w krecią norkę" - analnie.
[O] - Uhm...
[J] - "bóbr" - trójkącik...
[O] - Uhm...
...
[O] - Co jeszcze?
[J] - "obciąganko"...
[O] - Eee, to już umiem...

**



Byłem jak zwykle na spacerze z pieskiem na użytku ekologicznym "Olszak I".
Dzicz głucha, więc pies bez smyczy, idzie przy nodze bez kagańca. W pewnym
momencie, z naprzeciwka wyłania się dorodny whisky z właścicielką, też
niepowiązaną z pieskiem niczym sztywnym.
Ponieważ Pani nie zareagowała niczym dramatycznym, więc ja też pieska nie
zapinam. Dochodzą do siebie - powąchały się ze dwa razy, okazało się, że to
nie whisky tylko whiska. No i bara-bara i już w pozycji 69 się kłębią.
Właścicielka w wieku niewiele starszym od mojej córki, więc zagajam
kulturalnie:
- Mówią, że psy się do właścicieli upodobniają...
- Pan też taki szybki? - ripostuje natychmiast z szelmowskim uśmiechem.
I kiedy uświadamiam sobie, że ze mnie żaden MCR, że polegnę jak ten nie
przymierzając :Marcel11, nagle whiska kładzie się na grzbiet przed moją
psiną i wierzga czterema łapami w powietrzu.
- A Pani też tak na pierwszej randce? - pytam w ostatnim przebłysku
inteligencji.
Potem jeszcze wspólnie piwko wypiliśmy...

**



Byłem sobie przed chwilą na spacerze do miasta i oczom mym ukazał się w
pewnym momencie piękny, duży plakat, reklamujący kolejną imprezę w jednej z
lokalnych dyskotek. Napis, potraktowany największą czcionką i dodatkowo na
moje oko pogrubiony, głosił:
"MEATING DJ'ÓW"
Że niby mięsem będą rzucać w publiczność, czy jak?

**



Żona pokazuje mi żelazko i mówi, że się już zagrzało.
- Tutaj jest światełko jak się grzeje, widzisz je?
- Nie.
- No bo teraz nie świeci...

**



Czas akcji: 2 rok studiów.
Miejsce: mieszkanie mojej ówczesnej dziewczyny i jej koleżanek, z
przyległościami.
Byłem świeżo upieczonym chłopakiem mojej dziewczyny. To było zatem jeszcze
na etapie starania się, by zrobić jak najlepsze wrażenie. Dziewczyny miały
przyjemne mieszkanko studenckie na parterze, nad sklepikiem spożywczym, z
którego zaopatrzenia notorycznie wykupywały tonic pewnej znanej kaliskiej
firmy (tani i dobry, bo dobry i tani). W pewnym momencie zapasy się
skończyły i trzeba było odwiedzić ów przybytek piętro niżej, a że ja byłem
jeszcze chętny, zaoferowałem się jako jedyny mężczyzna i gentleman, że pójdę
co oczywiście zostało mi zapisane jako plus.
Pierwszy raz odwiedziłem takie cudo - niby przywykłem do sklepików
osiedlowych, ale ten przerastał moje dotychczasowe wyobrażenia. Na 2 metrach
kwadratowych było wszystko, jakby ktoś załadował supermarket na wywrotkę i
wsypał do tego pomieszczenia przez dach.
Zapytałem sprzedawczynię o ów tonic, wówczas na jej twarzy pojawił się wyraz
zakłopotania po czym wrzasnęła w kierunku zaplecza:
- Jadźka! Jest jeszcze tonic czy one już wszystko wychlały?!
Do mieszkania powyżej doszedłem czy raczej dokulałem się ledwo co. Za to jak
sprzedałem tą historyjkę dziewczynom, zarobiłem takie multum punktów, o
jakim Casanovie się nie śniło.

**



Przed chwilą w biurze [K]sięgowa do [P]rezesa:
[K] - Pan to ma łeb!
[P] - Nie wiem skąd się Pani dowiedziała, ale dziękuję...

**



Siedzimy sobie z koleżankami na tzw. grillu w ogrodzie przed domem.
Pstrykamy fotki, a że już ciemno się zrobiło, to z fleszem je pstrykamy.
Pstryku pstryku pstryk, nagle wychodzi sąsiadka i zaczyna zbierać pranie ze
sznurków. Nietypowy widok, nocą się prania nie zbiera, aleee...Nagle krzyczy
do swojego męża:
- Ty stary to nie burza, to tu dziewuchy fotografie pstrykają!

**



Tak się jakoś przyjęło, że "nowi" zawsze są po całej firmie oprowadzani.
Będzie tego kilkadziesiąt pokoi, w każdym - kilka osób. Przyszli i do nas,
siedzi w pokoju 6 programistów.
Oprowadzacz:
- To są nowi Panowie z działu sprzedaży, bleble...
chłopcy się ładnie przedstawili (było to ze dwie minuty temu, ale już nikt u
nas w pokoju nie pamięta jakie mieli imiona). Wyszli.
[K]umpel, pracuje krótko. [J]a, pracuję dłużej.
[K] - Eee, co to było?
[J] - Tour de firma.
[K] - I co oni tak po całej firmie się obściskiwać ze wszystkimi będą?
[J] - Łiii...
[K] - A nie mogli jakiegoś skryptu napisać?

**



W ostatni weekend na mazurkach jesteśmy sobie zaprzyjaźnionym składem na
"Przeczce" (dla niewtajemniczonych - taka przystań pomiędzy jeziorem
Śniardwy i Bełdany).
W nockę z piątku na sobotę musiała być "delikatna" impreza - to już taka
mała świecka tradycja.
Gdzieś kiele 3, jeden z kolegów, zrobił się już na tyle skutecznie, że czas
był najwyższy zaprowadzić go do wyrka na takiej duuużej motorówce.
Prowadzimy pacjenta z właścicielem ww. motorówki - i jak już jesteśmy w
ciemnym jak cholera kokpicie, słyszę:
- Uważaj, klapa do maszynowni jest otwarta...
Po chwili huku, a zaraz potem ciszy, uznałem za stosowne odpowiedzieć:
- Wiem, jestem już na dole...
Oczywiście spie**oliłem się z ok. 1 m do maszynowni.
Skończyło się to dla mnie w miarę ok - trochę obić i 2 pęknięte żebra.
Ale najciekawsze zdarzyło się rano...
Właściciel motorówki przyszedł na śniadanie i stwierdził, że mam dar.
Jeszcze wczoraj paliły mu w silniku tylko 4 cylindry i czekał na mechanika
co by popłynąć dalej - dziś pali już wszystkie 6
Oczywiście natychmiast gdzieś od drugiego stołu padło pytanie:
- A czy naprawia Pan również samochody?

**

Polazłem se ja do bacówki po oscypka i kawałek bunca.
A że ja człek krakowski, to i z goralica się poznała.
- Macie oscypki?
- No ni momy... Jutro bedo.
- A te co tam leżą, nie na sprzedaż? - pytam, widząc że jednak coś tam
przypominającego oscypek leży.
- A niii, to to ni oscypki. To dla warszawiaków.
Warszawiak wszystko zeżre nawet nie patrząc co, byle się oscypek nazywało ;>

**



Na wichurze niedaleczko poza stolicą, zmarło się jednemu chłopinie. W
parafii rejwach się zrobił, bo stanowisko grabarza nieobsadzone i komu teraz
pogrzebać denata? Księżulo uradził pospołu z opłakującą familią, że trzeba
się spieszyć, bo spiekota sprawi, że procesy naturalne towarzyszące
zewłokowi mogą uprzykrzyć życie całej wsi. Stanęło na tym, że najmie się
miejscowe malinowe nosy, co by dolinkę zrobili, trumnę przenieśli i ją potem
zasypali... Wzięły się były chopy do roboty...
Uroczystość pogrzebowa. Zewsząd chlipanie zrozpaczonych i księdzowe modły.
Raz po raz nabożny nastrój psuje owocowy fetor płynący z paszcz żulowych - w
końcu trzeba się uodparniać, by ludzkie nieszczęście nie bolało - i śmiech
czterech raczkujących "grabarzy" (uodpornienie działa jak się masz). Śmiech
to dużo powiedziane? Czterogłos starych emaliowanych garów lecących po
schodach. Ksiądz nie wytrzymał i kiedy sączony przez żulów ekstrakt owocowy
zaczął zabijać ich właściwości motoryczne, a wzmagał rubaszny rechot
przetykany nastą ku**ą macią, podszedł do pijackich hien i rzekł:
- Panowie, tak nie można, tu ludzie płaczą, cierpią, szanujcież to...
Na to grabarzowy MCR z cwaniackim wyjęciem dymiącego peta, z bezzębnej
paszczęki:
- Jak ksiądz... hyyyp... da po dychu... hyyyp, to jeszcze płakać będziem...

**



Stoi przede mną w kolejce osiedlowy [K]oneser wyrobów alkoholowych i pyta
[P]ani zza lady:
[K] - Śefowo, będzie jutro dziki zachód? (chyba wyno jakoweś, bo patrzył na
właściwą półkę)
[P] - (z założenia mało przyjemna) Panie! A co ja ku**a jasnowidząca jestem?
[K] - (całkowicie niezrażony) Czy jasnowidząca to nie wiem...

**



Firma komputerowa - bohaterami są (S)przedawca i (K)urier.
[S] - A wiesz, byłem ostatnio na wczasach - Francja, Włochy.
[K] - Nigdy nie byłem we Francji, we Włoszech też nie byłem... O panie,
gdzie ja to nie byłem.


............................................
Czw Sie 10, 2006 6:34 am


•  Adults only
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


volcano
wredny ch*j


Commander
::: 2684 :::
STEAM_0:1:6840883
wiek: 39
w weekend mielismy małą firmową imprezkę na mieście, popiliśmy troszeczke wódeczki, polał się również browar, wszyscy się ładnie nawalili, ja zmyłem się jako pierwszy [po dłuższym czasie spoczywania w spokoju na murach zamku w Olsztynie ], reszta zmywała się szybciutko po mnie. dziś [patrz poniedziałek] w pracy opowiadamy sobie wrażenia z dnia następnego [niedziela]. 'bolał mnie łeb', 'zgaga, nudności...' etc. jeden z Nas miał za to przeyżycie:
'budze się rano patrze, a tu nalane i mówię do Żony: "patrz pies nam się zlał w pokoju" na co Ona: "Ty debilu, idioto..." itd. okazało się, że około piątej rano się obudziłem, wstałem z łóżka, wyjąłem interes i nasikałem żonie na toaletkę i w około niej, kiedy Ona zapytała "co ja robię" odpowiedziałem tylko 'ZAMKNIJ SIĘ!' i sikałem dalej. teraz muszę wmienić kosmetyki mojej żonie i dywan w sypialni'

pocieszyłem Jego w jeden sposób: 'dobrze, że się Tobie srać nie chciało'


............................................
Pon Wrz 04, 2006 9:04 pm


•  Adults only
•  BORG Elite Member
•  BORG Member
•  Moderatorzy
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomośćWyślij email


Evilive


BORG Moderator
::: 727 :::

Rzecz działa się całkiem niedawno - podczas fali upałów. Pewien facet,
adwokat zresztą, wyjechał wraz z rodziną i psem (płci żeńskiej) poza miasto,
na działkę.
Jak wiadomo, zwierzęta na takie temperatury reagują nie bardzo. Tu akcja
przybrała rozmiary dramatu. Suka stała się potwornie agresywna. P o t w o r
n i e. Dosłownie opętał ją demon: atakowała i gryzła wszystkich. Do tego
stopnia, że właściciel ratując dzieci musiał ją... zlikwidować. Wrzucił
ciało do bagażnika i postanowił zakopać w lesie. Jako że potrzebował do tego
pomocy, roztrzęsiony zadzwonił do przyjaciela:
- Andrzej, k**wa, weź dwa szpadle i duże plastikowe worki, i czekaj na mnie
przed bramą. Zatłukłem Rudą i trzeba ją zakopać.
Po nastu minutach facet podjeżdża, przyjaciel blady jak ściana, ale czeka.
Przez całą drogę nie odezwali się ani słowem.
Na miejscu, gdy podchodził do bagażnika przyjaciel o mało co w końcu nie
zemdlał. Nasz bohater dopiero po chwili przypomniał sobie, że na żonę
pieszczotliwie mówi "Ruda"...
**



Przyszła dzisiaj do mnie do pracy Zgroza z koleżanką. zeszyty se Zgroza
wybierała. Wybrała, wychodzą z koleżanką, słyszę jak koleżanka do Zgrozy:
- A czemu mówisz do tej pani "mamo"?
- Bo to moja mama jest!
Koleżanka z niedowierzaniem:
- Nieprawda, mamy nie mają takich włosów...
W sumie to nie wiem, czy dziecko mówiło to z podziwem, czy z przestrachem...

**



Sekretarka odebrała właśnie telefon i po chwili słyszę:
[S] - Ale ja nie wiem zbytnio o co chodzi więc proszę rozmawiać z
szefostwem.
[K]lient - ...
[S]- No to jak nie z szefostwem to może do kierownika przełączę.
A ja jako jedyny kierownik w biurze zareagowałem:
[Ja] - A kogo chcesz łączyć?
[S] - Dzwoni pani z "Augustowianki".
[Ja] - No i o co chodzi?
[S] - No bo ona mówi, że był u niej człowiek od nas i cośtam, cośtam, cośtam
i mówi coś o warunkach.
[Ja] - Hmm, ja nic nie rozumiem z tego co ty do mnie mówisz.
[S] - To ja jednak przełączę do Ciebie.
[Ja] - Ale czy ja się zajmuję dostawą wody do firmy?
[S] - To do szefostwa niech dzwoni.
[Ja] - Ale nadal nie powiedziałaś mi o co chodzi tej pani.
Po czym [S] wypala do [K]:
[S] - A jakie jest pani główne pytanie?
Nie wytrzymałem. Padłem na glebę wykonując KR. W pokoju obok księgowa
popłakała się ze śmiechu. Niektóre sekretarki są chyba specjalnie prane z
inteligencji.

**



Czekam dzisiaj na lotnisku w Balicach po odbiór bagaży (właśnie wróciłem z
urlopu) i słyszę, jak jedna para, komentuje samoloty:
- LOT to ma takie duże samoloty, a te tanie linie lotnicze takie małe... Ale
za to ładniej wymalowane... A ten to co? PCK?
- Nie, kochanie, to SwissAir...

**



Prehistoryczne czasy mego jeszcze studiowania, świętujemy sesję - jakoś tak
wyszło, że na Biskupinie. Noc ciemna i głucha się już zrobiła, zbieramy się
domów, akademików czy gdzie tam kto, półżywi podpierają ćwierćżywych... no -
normalka. Oprócz jednego wybitnie ambitnego (a zdecydowanie ćwierćżywego)
dobrego mego kolegi, który sobie wymyślił, że on sam, o własnych -
niewspomaganych żadnymi tramwajami, czy taksówkami - siłach, do dom na
Krzyki dotrze. No i poszedł...
Dzień następny, dzwoni ten ambitny do mnie, głos smutny i coś taki niepewny:
- Słuchaj... A ty nie wiesz co się stało z moją torbą? Wszystko tam, kuffa,
miałem - dokumenty, indeks, klucze...
Następne dwa dni minęły nam w niepewności i oczekiwaniu na cud... No i
zdarzył się cud. Torba kolesia trafiła, dzięki jakiejś litościwej duszy, do
jednego z akademików przy Pl. Grunwaldzkim wraz z informacją, że znaleziono
ją w naszym ZOO... W zagrodzie dla żubrów.
Jeszcze wyjaśnienia dla "nietubylców":
1. Te dwie dzielnice, to tak po przekątnej miasta są - daaaaleko od siebie,
a ZOO po drodze;
2. Ta zagroda jest w takim miejscu, że nijak nie da się tam przykładowej
torby np. przez ogrodzenie ZOO wrzucić... Tak bardziej w środku jest...

**



Rzecz zdarzyła się jakieś trzy lata temu. Razem z kolegą postanowiliśmy
zostawić, trochę ciężko zarobionych pieniędzy, w zaprzyjaźnionej knajpce w
Poznaniu. I wiadomo jak to jest: dwóch facetów przy barze i kolejka za
kolejką. Na efekt długo nie czekaliśmy. Kolega po wychyleniu któregoś tam
kieliszka, wygiął się w tył, potem w przód i tak już pozostał. Ja jako ten
trzeźwiejszy (mimo wszystko...) postanowiłem, że przekażę potrzebującego
opieki kumpla paniom zza baru (szacunek!). Sam zaś wolnym krokiem ruszyłem w
kierunku Dworca Głównego, bom przyjezdny był. I tak czekając na pociąg,
postanowiłem, mimo ostrzeżeń Ministra Zdrowia, przekąsić coś w dworcowym
barze. Wybrałem z menu jakiegoś hamburgera i usiadłem przy stoliku. Przede
mną zamówienie składał jakiś jegomość, który poprosił o cheeseburgera. Moją
uwagę przykuł sposób, w jakim moja tymczasowa żywicielka przyrządza
jedzenie. Otóż mój hamburger i cheeseburger mojego poprzednika nie różniły
się absolutnie niczym. Postanowiłem uprzejmie zagadnąć panią sprzedawczynię:
- Najmocniej przepraszam. Czy mogłaby mi Pani powiedzieć, jaka jest różnica
między hamburgerem a cheeseburgerem?
- No jak to jaka? W cheeseburgerze jest więcej surówki, jak sama nazwa
wskazuje!
Swoją bułę dokończyłem na zewnątrz, nie mogąc pozbyć się z twarzy
delikatnego i wiecznie trwającego uśmieszku...

**



Prowadzę imprezy karaoke. Ostatnio robiłem takową dla pewnej firmy X.
Impreza z okazji uczczenia czegośtam, przemówienia, kwiaty, nagrody,
szefostwo z kraju i z zagranicy, ogólnie szampańska zabawa, tenże się leje,
wódeczność podobnie. No świetna impreza po prostu.
W pewnej chwili, podchodzi do mnie Prezes, podchmielon nieco i zamawia - hit
wszechczasów - "Majteczki w kropeczki" oraz - przebój nad przeboje - "Ogórek
wąsaty".
Zapowiadam, by czekał, bo lada moment zaproszę go do mikrofonu, spoglądam na
listę zapisanych, co tam, myślę - prezesa puszczę bez kolejki, ale "Ogórek
wąsaty" lepiej mi pasuje do układu muzyki, więc poleci jako pierwszy, zaś
"Majteczki w kropeczki" prezes zaśpiewa na bis...
Szumnie zapowiadam "Powitajmy oklaskami... prezes... odwaga... talent...
śpiew... być może taniec... itd". Ale zamieniając kolejność nagrań, nie
wziąłem pod uwagę jednej rzeczy. Prezes przygotował się do występu zrzucając
spodnie, gdyż gacie w grochy miał.
On wyskakuje na scenę bez dołu od garnituru, a cała sala zaczyna się drzeć:
- OGóREK, OGóREK, OGóREK! - i pomalutku cichnie.
Tak wygląda konsternacja.
PS. Nie miał żalu, towarzystwo wyluzowane, skoro prezes lubi śpiewać w
majtkach - jego wola, zapłacili normalnie + premia.

**



Koleżanka podesłała mi relację ze swego porodu. Oto co się działo:
"...Niestety Karolkowi nie śpieszyło się na świat w związku z tym tydzień po
terminie wylądowałam na "salonach słowika" [dr Słowik - ordynator tutejszego
położnictwa]. Po trzech dniach uporczywego kłucia mnie gdzie popadnie
lekarze postanowili mnie "rozhulać" (cytat dosłowny) i wywołać poród.
"Rozhulanie" skończyło się na stole - z powodu komplikacji w tempie
expresowym zostałam przewieziona na salę operacyjną i tam sam pan doktor
zrobił mi cięcie.
Pamiętam słowa doktora :
- Ooo, chłopak! Miał być chłopak?
- Tak!
- Ooo, a jak będzie miał na imię?
- Urszula.

**



Mój brat w sklepie spożywczym:
- Proszę colę wiśniową.
Pani ekspedientka:
- Nie ma takiej, jest tylko cherry...

**



Bodajże w zeszłym miesiącu.
- Dobry wieczór (tu 30 sekundowa formułka powitalna)...
- Witam.
- Chciałam się dowiedzieć, dlaczego klient nie mógł wypłacić środków w
bankomacie.
- Powód prozaiczny proszę Pani. Brak środków...
- Aha... A czy widzi Pan tam jakiś "kod błędu"?
- Kod błędu? Co Pani ma na myśli?
- No... ee... Kod odpowiedzi?
- Brak środków - rzekłem.
- Ale klient twierdzi, że mu się jakiś dziwny komunikat wyświetlił i jest
zaniepokojony!
- A jak Szanowna Pani?
- Pojawiła się informacja "Twój kod został złamany...". Czy ktoś niepowołany
poznał PIN klienta?
5 minut śmiechu. Łyk zimnej wody.
- Tak... Proszę Pani, słyszała Pani może o filmie "Kod Leonarda da Vinci"?
- Noo... tak...
- Otóż Proszę Pani, niektóre sieci bankomatów, a zwłaszcza Euronet,
wyświetlają taką reklamę w czasie realizowania transakcji, ale na górze jest
napisane wtedy na czerwono "TO JEST REKLAMA!".
No i tu mi hamulce pękły i poleciał w eter piękny, misiowy, perlisty
rechot...
Panna odczekała z gracją do końca mojego ataku słabości i po krótkiej pauzie
odparła:
- ZROZUMIAŁAM! (tu formuła pożegnania trwająca 30 sekund, której do końca
już nie słyszałem, bo spadłem z fotela).
Swoją drogą, co za debil wymyśla takie reklamy na bankomatach?

**



Moja jeszcze-wtedy-nie małżonka pracowała swego czasu w pewnej państwowej
firmie.
I jak to w takich molochach - kręcili się po firmie różni związkowcy i
szukali ludzi, których mogliby "bronić". Przyszedł także do pokoju, w którym
pracowała moja lepsza połowa, a wraz z nią dwie koleżanki, w tym jedna
zbliżająca się do emerytury pani nazwijmy ją Henia.
Przyszedł ten związkowiec i zaczął roztaczać widoki, jak to w Związku
fajnie, co to i komu daje itd. Ponieważ wszystkie obecne osoby zaczęły z nim
dyskutować, pan się nieco rozpędził, a w końcu pewnie swego rzekł:
- To może ja przyniosę deklaracje członkowskie?
Na to pani Henia:
- Deklaracje może pan przynieść, ale na członka mnie pan nie wciągnie.
Pan się szybko ulotnił...

**



Wsiadam do autobusu, za mną młodzieniec wyraźnie po spożyciu, ale niepijany.
Jest wolne miejsce. Młodzieniec grzecznie pyta, czy skorzystam.
Zaprzeczyłam, więc skorzystał on. Miejsce mu "wypadło" obok istoty płci
żeńskiej, mniej więcej w jego wieku. Dziewczę: kostiumik, koczek,
teczuszka - biznesłomen na dorobku. Młodzieniec słusznych gabarytów. Co
autobus letko skręci, lub w dziurę wpadnie, to Młodzieńca na Dziewczę rzuca.
I Dziewczę mu za każdym razem też rzuca... wielce karcące spojrzenia...
Za którymś razem, halsnęło go na prawdę mocno i w jej oczach już nie
przygana, ale autentyczne noże się ukazały...
I wtedy Młodzieniec rzecze scenicznym szeptem:
- Niech się Pani tak nie denerwuje. Bliżej siebie, dalej od narkotyków!

**



Jako żeglarka pasjonatka, dość często bywam na Solinie. Bliżej mam niż na
mazury... Cisza i spokój tam panują, to czemu nie.
Jeden w wypadów. Odpoczywamy sobie po ciężkiej nocy na kei... Słoneczko
świeci, ptaszki świergolą, jakby nie tupot przysłowiowych mew po deskach, to
by był raj.
Z daleka płynie dezeta (jakkolwiek się to pisze). Dla niewtajemniczonych:
duża łódź ciężka, prawie że opancerzona. Na kursach żeglarskich pływaliśmy
na niej, jak nie wiało na żaglach, jak wiało na wiosłach - ot tak dla
urozmaicenia.
No i płynie sobie ta dezeta, zbliża się... Na pokładzie załoga
doświadczonych żeglarzy. Przewodzi im kapitan żeglugi, prawdziwy wilk morski
na emeryturze, co to swoje kilometry, różnymi jednostkami pływającymi, po
morzu zrobił.
Mają już całkiem niedaleko... i nadal płyną na pełnych szmatach.
Dość mocno wieje... Na twarzach załogi lekka panika, ale kapitan rozkazu nie
daje, to się nie ruszają.
W końcu jakieś 3 metry od kei... Kapitan zaciąga się papierosem i nienerwowo
wydaje komendę:
- CAŁA WSTECZ...
Keja została odbudowana.


* * * * *



Niniejszy list był zaadresowany do operatora "xxx":
"Od roku jestem użytkownikiem Waszej "wspaniałej" usługi blue connect.
Szybkość dostępu do zasobów internetu jaką oferujecie spowodowała, że stałem
się zupełnie innym człowiekiem. Zauważyłem, że wiele spraw można odłożyć na
później, nawet wiele później, że jutro też jest dzień. Zacząłem dostrzegać
wokół mnie świat, o którym w codziennej harówce na cudze marzenia już dawno
zapomniałem.
Przestałem warczeć na ludzi i zauważać ich problemy. W trakcie otwierania
się stron, które często z powodu wolnego transferu wygasają, mam czas na
rozmowę z dziećmi, zauważam piękno przyrody przechadzając się po balkonie,
nocą podziwiam konstelacje, obserwuję śpiącą żonę wspominając studenckie
czasy (Ona ma szybki internet). Początki tej "terapii" były bardzo trudne.
Byłem bliski rezygnacji, ale Wasza wiara w pacjenta, przepraszam klienta, że
da sobie radę umocnia zapisem w dobrowolnej umowie o możliwości utraty
1200,00 zł za dezercję dodała mi otuchy. Tak, przyznaję byłem uzależniony od
512 kb/s. Wolniejszy transfer powodował, że zachowywałem się jak w ataku
białej gorączki. Padały słowa goryczy pod adresem operatora i supportu.
Groził mi nawet rozpad domowego ogniska. Ale po roku zmagań, konsekwentnej
pracy nad zrozumieniem istoty usługi tylko za ok 100,00 z miesięcznie mogę
powiedzieć jak na terapii grupowej: jestem użytkownikiem blue connect,
zmieniłem się, dziękuję, kocham Was.
P.S. zastanawiam się czy jak net przyspieszy dotrzymam mu tempa?"


............................................
Wto Wrz 05, 2006 11:45 am


•  Adults only
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


Evilive


BORG Moderator
::: 727 :::

Krolowa_Sniegu to miła blondwłosa osóbka, która zawodowo lubi wiercić dziury
w zębach, a prywatnie w brzuchu. Przekonajcie się sami...


Przybył dziś do naszego gabineciku wysłannik banku proponujący karty
kredytowe, typ: za nic w świecie się mnie nie pozbędziecie.
Wszedł z wyuczoną nawijką, przerwać sobie nie dał, za uprzejme
podziękowanie - podziękował, warknięcia "nie!"- nie dosłyszał. Pani doktor
stwierdziła, że kartę tego banku już ma i jej niepotrzebna i jej jednej pan
dał spokój. Asystentka nie mogąc uwiarygodnić braku zapotrzebowania na kartę
kredytową przypomniała sobie, że natentychmiast musi pędzić do
sterylizatorni. Na placu boju pozostały dwie stażystki N. oraz mła.
Powiedziawszy "nie dziękuję, nie jestem zainteresowana" odwróciłam się do
okna i spokojnie czekałam na eksplozję pęczniejącej we mnie furii (po prostu
nienawidzę nachalnych ludzi).

Koleżanka radzi sobie jak może, ale raczej nie może, jest miła delikatna i
uprzejma, przyjęła stos broszur, a pan właśnie wyjął z przepastnej aktówy
atlas samochodowy będący prezentem za zgodę na przyjęcie karty banku.
Sytuacja patowa, ja odwrócona do okna, pani doktor zaczytana w karcie
pacjenta, a N. z naręczem makulatury próbuje nie przyjąć cholernego atlasu.
Furia spęczniała...
Odwracam się od okna z uśmiechem na ustach i słodkim głosikiem zaczynam
przedstawienie:
- A proszę mi powiedzieć co ja z tej karty będę miała?

Pan wyczuł krew.

- W zależności od wysokości zarobków... kredyt na określoną kwotę...
- Zaraz zaraz, czyli co? Nie musze Wam wpłacić pieniędzy, a mogę je
wybrać? - radosny szczebiocik blondyneczki
- Owszem, właśnie o to chodzi! i przez 45 dni zwrot jest
nieoprocentowany!!!!
- Co to znaczy nieoprocentowany?

Pan jest w swoim żywiole, zaraz mała kretynka da sobie wmówić wszystko, więc
tłumaczy znaczenie trudnego słowa.
Blondzia pojęła... pan kontynuuje:

- ...no i jeśli ten zwrot..
- Zaraz, moment! Jaki zwrot?
- No pieniędzy
- Jakich pieniędzy?
- No tych, które pani podjęła z karty
- No to jak to? Ja je muszę oddać???????
- Noooo tak, my je niejako pani pożyczamy, ale jesli pani odda w ciągu 45
dni, to bez procentu!
- To niedość, że mam oddać, to jeszcze więcej niż wzięłam? Przecież to
kradzież!!! Wyzysk jakiś!!!

Pan w totalnej konsternacji.

- Czy wie pani co to jest pożyczka? Kredyt? Zna pani zasady pobierania?
- No nie bardzo - odparło smutne dziewczę.
- HJmmm więc musi pani oddać to, co pani wzięła!
- Ale dlaczego? Przecież, gdybym miała, to bym nie brała, tych których nie
mam. No to co wy mi oferujecie? Ze dacie mi kasę, a ja mam oddać i to
więcej? To jakieś oszustwo jest!

W tym czasie pani doktor znalazła się już pod biurkiem szukając czegoś
zawzięcie, a N. wczytywała się w broszurki zasłaniając nimi podskakującą
głowę. Pan jednak niczego nie zauważał, postanowił wyedukować blondynkę.

- Proszę pani, nasza oferta polega na tym, że jeśli pani nie ma pieniędzy,
to może je pani od nas pożyczyć
- Właśnie właśnie! Tym jestem zainteresowana!
- Ale musi je pani też oddać!
- No i tego nie rozumiem, przecież skoro pożyczam, to znaczy, że nie mam
pieniędzy, to z czego mam oddać?
- PROSZĘ PANI, CZY PANI POŻYCZYŁA OD KOGOKOLWIEK PIENIĄDZE???
- Naturalnie, ciągle pożyczam!
- No i co pani robi, jak spotyka pani osobę od której pożyczyła
pieniądze??????????????
- Staję w drzwiach sypialni wieczorem w nowej bieliźnie i pasie do pończoch
i pytam "Kochanie, czy dobrze zainwestowałam pieniądze, które mi
pożyczyłeś?" i nigdy się nie zdarzyło, żebym musiała coś oddać, a ta wasza
oferta, to mi się nie kalkuluje wcale, powinniście ją zrobić bardziej dla
ludzi...

W tym momencie doktorka wyprysnęła spod biurka i wypadła z gabinetu, a N.
płacząc i piejąc podążyła za nią. Ja z miną oburzonej lolity wpatrywałam się
wyczekująco w pana, a on...

- Wie pani... tak... hmmm... faktycznie nie wzięliśmy pod uwagę wymagań
indywidualnego klienta, przepraszam, ja już pójdę, do widzenia...
- No jak to? Nie da mi pan tej karty z pięniążkami? Szkoda... chociaż może
to i lepiej, bo narzeczony mówi, że te dwie, które mam to i tak za dużo i
ciągle musi więcej i więcej pracować, a zamiast na mnie wydawać, to on
ciągle wpłaca na te karty, a tam i tak zero i zero jest i...
- DO WIDZENIA!!!!
Trzask!

Być może pan miał kurs "rozmowy z trudnym klientem", ale kurs "rozmowa z
blondynką" przeszedł jego możliwości.

Panie współpracujące stwierdziły po powrocie, że chłop mój jest święty.


............................................
Wto Wrz 05, 2006 11:45 am


•  Adults only
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


Evilive


BORG Moderator
::: 727 :::

Działo się to lat temu dawno, a nawet bardzo dawno, w czasach jeszcze
demokracji ludowej. Lat miałem wtedy kilkanaście, a ol-ex-eros kosztował
wtedy 5zł i był towarem wielce deficytowym. Ale do rzeczy...
Podszedł do mnie kolega w wieku mi podobnym i z wielkim przejęciem w głosie
powiedział:
- Wiem, jak się nazywa kondom po łacinie.
Ja z równie wielkim zdziwieniem jak on przejęciem zapytałem:
- Jak?
W odpowiedzi usłyszałem:
- PROPHYLACTIC
**



Otóż siostra mojej sympatii, wraz ze swoim prywatnym mężem, wybrali się razu
pewnego na cmentarz. Bez głupich myśli proszę. cel był ze wszech miar
zbożny - podlanie kwiatków na grobie babci. Ale jako, że na cmentarzu tak
cicho z natury rzeczy, to wypada jakiś poziom decybeli w otoczeniu utrzymać,
toteż zaczęła się rozmowa, która szybko spełzła na temat pomników
nagrobkowych ("Ten to brzydki, ale ten całkiem ładny"), a następnie na
wymagania osobiste co do ww. ("A taki to bym mogła mieć, ale takiego już
nie"). Ponieważ mężczyzna w tym małżeństwie raczej małomówny i do gadulstwa
nieskory, to za język trzeba czasem pociągnąć, a wypada to uczynić, bo
perełkę potrafi ów mąż spłodzić:
[Żona] - Słuchaj, a jaki ty byś chciał mieć pomnik?
Na co on się rozmarzył, popatrzył w niebo i rzekł:
[Mąż] - Nie wiem, jakiś taki konkretny... ja... na koniu.

**



Raczej dla tych którzy ww. film oglądali.
Z moją piękniejszą połową oglądaliśmy wczoraj "Tylko mnie kochaj"
Dziewczynka z tego filmy bardzo jej się spodobała... A po filmie powiedziała
zachwycona:
- Fajnie byłoby, gdyby taka dziewczynka zapukała do naszych drzwi...
tu mała chwila refleksji... i...
- OBCIĘŁA BYM CI JAJA!!!

**



Siedzę sobie wczoraj z kolegą w pracy i potwornie się nudzimy. Pracujemy w
pasażu, na stoisku pewnego operatora komórkowego. Obok nas jest stoisko z
kosmetykami. Pracuje tam ładna i bardzo blond koleżanka. Wczoraj przyszła do
nas żeby wydrukować sobie jakieś dokumenty. Niestety jej pendrive był
uszkodzony i nie chciał współpracować. Więc pożyczyłem jej swojego
(pokaźnych rozmiarów) pendrive'a. Niech se dziewczę przeniesie te dokumenty.
Po 5 minutach wraca silnie zarumieniona i wywiązuje się taka rozmowa:
[K]oleżanka - On jest za duży i nie chce wejść...
W tym momencie ja i kumpel wycięliśmy takiego rotfla na podłodze, że jeszcze
dziś mnie wszystko boli, no ale trzeba było ciągnąć ten dialog dalej...
[J]a - Może wkładasz go nie w ten otwór?
[K] - Dobrze go wkładam, ale nie chce wejść.
[J] - Choć pójdziemy do Ciebie, to zobaczę o co chodzi.
Jak powiedziałem, tak uczyniłem...
Rzeczywiście nie chciał wejść, bo porty USB na froncie były pod kątem i
opisywane urządzenie zapierało się o obudowę. No ale od czego jest USB w
tylnej części. Tu zadziałało bez zarzutu.
Po powrocie do naszego punktu zdałem relacje koledze:
[J] - Rzeczywiście od przodu nie chciał wejść, ale włożyłem go od tyłu i
było wszystko OK.
[Kolega] - To dobrze, bo Ewa (nasza koleżanka) byłaby bardzo zawiedziona.
Naszej rozmowie przysłuchiwała (podsłuchiwała) się pewna starsza pani, na
moje oko słuchaczka pewnego radia. Słysząc naszą rozmowę rzuciła w naszą
stronę kilka niecenzuralnych słów i opluła nam szybę...
I jak tu wytłumaczyć że rozmowa toczyła się na tematy z branży IT?

**



Za pół godziny wyjeżdżamy na firmowy wypad w dwa samochody, na Mazury, i tak
w związku z owym, wywiązał się krótki, jednakże jakże treściwy dialog
pomiędzy pracownikami:
- A jak się tam jedzie?
- Chłopie prosta droga, wiem co mówię... Jechałam tam raz pociągiem...

**



Ostatnio kumpel opowiedział mi parę historyjek z życia jego [Z]najomego,
który prowadzi jednoosobową szkołę jazdy. Jedna spodobała mię się
najbardziej.
Razu pewnego wsiadł za kierownicę jego "punciaka" [G]ość w wieku około 30
lat, mina wielce poważna w stylu "bez kija nie dostąp", głowa byłaby w
chmurach gdyby nie dach "pumpo" i nagle wypala:
[G] - Chciałbym, żeby pan wiedział, że moje IQ wynosi 170.
Po tym wstępie zaległa cisza, kursant dowiedział się co i jak w samochodzie
i całkiem sprawnie ruszył na miasto.
Następny do nauki (tego samego dnia) był Facet "wielkiego formatu", tak, że
ledwo się mieścił w "pumpo" i oczywiście nie należał do gadatliwych.
Znajomy dla rozładowania atmosfery powiedział:
[Z] - Wie pan, przed chwilą siedział na tym fotelu facet z IQ 170.
Po chwili ciszy i zamyślenia Facet wypalił:
- Kufa, trenowałem aikido i kung-fu, ale o IQ 170 nie słyszałem.

**



Wczoraj z okazji urodzin mojej Pięknej, wybraliśmy się autem na dłuższy
spacer za miasto. Wracając zgłodnieliśmy, więc postanowiliśmy odwiedzić
jakąś przydrożną knajpkę. Wybór padł na Restaurację Mieszko (na drodze
Poznań-Pobiedziska). Taki nieduży lokalik urządzony na wiejską modłę, z
niezbyt rozbudowaną kartą dań. Na nasze wygłodniałe żołądki - w sam raz.
Kiedy jednak już mieliśmy siadać do stolika, a kelnerka wyszła z zaplecza,
aby podać nam kartę, w krok za nią wybiegł szkrab jakiś, na oko 6-7 lat,
sądząc z wyglądu i zachowania, syn szefowej, lub kucharki, krzycząc:
- Ładnie pachnie, ładnie pachnie, ładnie pachnie... ale okropnie smakuje!
Kartę przejrzeliśmy już tylko celem zachowania pozorów. Bo powagi zachować
się nie dało.
Dosłownie parę godzin później, wizytowaliśmy (co za dzień, nie?) jedno z
centrów handlowych w Poznaniu, tym razem bez większego celu.
Na środku głównego holu stało sobie jakieś takie dziwaczne terrarium -
sześcian cały ze szkła, a w środku zaimprowizowane biuro - jak się okazało
biuro podróży oferujące tanie loty oraz ostatnie minety (last minute). W oko
wpadła oferta wylotu do Londynu - "1zł + opłaty lotniskowe".
- Złotówka, już, ciekawe na jaki termin... - rzekłem i w tym momencie, po
przecinku chciałem dodać - pewnie na 25 grudnia, ale nie zdążyłem, bo moje
Słonko wypaliło dość głośno:
- Na termin zamachów!
Oddaliłem się niepostrzeżenie, ze wzrokiem wbitym w posadzkę.

**



Robiłem kiedyś oprogramowanie dla call-center, składającego się z kilku
panienek, wspierających telefoniczne pewną ogólnopolską sieć partnerów
handlowych. To mini call-center nosiło szumną nazwę 'Centrum kompetencji'.
Instalując tam nową wersję systemu, byłem świadkiem następującej scenki.
Dzwoni telefon, jedna z panienek odbiera, wysłuchuje uważnie długiej
wypowiedzi i mówi:
- Proszę pana, nie wiem. My jesteśmy tylko Centrum kompetencji.

**



Pisałam już o tej pani.
Jak wspominałam pani w wieku słusznym, dystyngowana; klasę u niej widać
nawet podczas obierania ziemniaków. Ród z którego pochodziła był zacny - po
mieczu blisko spokrewniona była z konstruktorem pierwszego polskiego okrętu
podwodnego. Pracowała na wysokim stanowisku w jakiejś POLLENIE w czasach,
kiedy na naszych półkach sklepowych stał jeno ocet i musztarda; za to w
Moskwie wszystko co było dostępne, miało naszą etykietkę.
Jako inżynier chemik, dostała pewnego razu polecenie służbowe napisania
opracowania jakiejś straszliwie dziwacznej i bezsensownej technologii
produkcyjnej na potrzeby bratniego kraju. Miało być dużo, bardzo uczenie i w
ogóle najlepiej ku chwale Lenina. Na napisanie dostała tydzień czasu.
Po tygodniu złożyła opracowanie w postaci opasłego tomiszcza u dyrektora. Za
dni kilka zostaje wezwana na dywanik.
- No... towarzyszko, nasi współpracownicy są bardzo zadowoleni z Waszej
pracy... Nawet coś wspominali o stałej współpracy. Ale towarzysz (dajmy na
to) Kowalski mówił, że posiłkowaliście się literaturą radziecką - niektóre
fragmenty są bardzo podobne... Samaście pisali to opracowanie?
Pani uczulona niemalże na wszystkie "towarzyszko" i inne przejawy
załatwiania wszystkiego po linii partyjnej odburknęła:
- A jak inaczej? Jeszcze nikt chyba takich bzdur nie musiał pisać.
- Ojj... spokojnie, spokojnie - to nic złego opierać się na mądrzejszych od
siebie...
- A dyrektor sam czytał?
- Ależ oczywiście, że czytałem - podzielam zdanie towarzysza Kowalskiego -
dogłębnie badałem tę problematykę...
- A g**no pan czytał!
Dyrektor spurpurowiał:
- Towarzyszko! Nie pozwalajcie sobie za dużo!
- Gdyby pan czytał, ba! Gdyby Kowalski czytał, to wiedzielibyście na której
stronie napisałam, żeby się radziecka inżynieria chemiczna w d*pę
pocałowała, skoro każe mi takie głupoty pisać!
Ponoć nie wyciągnięto konsekwencji służbowych poza tymi, że za niedługo pani
pracowała już w przemyśle cukierniczym.

**



Leżymy sobie z Moim Kochaniem na łóżku, gdzieś pomiędzy jednym a drugim
przypływem namiętności. Całuski, przytulanie, sielanka po prostu. Kochanie,
wpatrując się we mnie maślanym wzrokiem, szepcze z czułością:
- A jak ssiesz, to ci się takie śliczne dołeczki robią...

**



Siedzimy kiedyś z kolesiami (trzech Rosjan) przy grillu, naturalnie browarek
się leje, malcziki przynieśli "samogonkę" i jak zwykle w takiej sytuacji
gadka o wszystkim i o niczym. Na pewnym etapie chłopaki zaczęli wspominać
swoja służbę wojskowa, jeden był w OSNAZ-ie, następny w jednostce pancernej,
a Wiktor mówi, że dwa lata przewalił w jednostce budowlanej pracując na
dwóch maszynach: MWL 75 i BWL 110. Siergiej z Aleksem prawie się podławili,
ja nie wiedziałem o co im biega. Po paru kolejkach mi wyjaśnili:
MWL 75 - Malienkaja Wojennaja Lopata szerokości 75 cm i Bolszoja Wojennaja
Lopata szerokości 110 cm.

**



Stoję w kolejce do stoiska monopolowego w sklepie 24h w okolicach
studenckich w Poznaniu. Środek nocy i rozimprezowana kolejka rytmicznie buja
się w rytm wypitego alkoholu. Przede mną mocno podchmielony klient
przeprowadził taki oto dialog z ekspedientką:
- Poproszę wino.
- Jakie?
- Nie oszukujmy się, najtańsze.

**



Byliśmy sobie ostatnio na bib... tj. hm... integracyjnej imprezie medycznej.
Opanowaliśmy kuchnię gospodarza, sączymy browarki i rozmawiamy oczywiście na
tematy zawodowe, bo chyba już nie potrafimy na żadne inne (sic!). Kumpela
poznaje mnie ze swoim kumplem - standardowa formułka:
-Hej poznaj X, X robi (internę, chirurgię, pediatrię* - niepotrzebne
skreślić), a Ty poznaj Y, jej siostra też jest lekarzem...
- Oooo... a jakiej specjalności?
- Chirurg plastyczny
- Oooo... to może zrobić Ci nowe cycki! - zażartował kolega robiąc wielkiego
banana.
Towarzystwo się pokulało... i do kuchni wpada kumpel z gatunku "ale o co
chodzi..."
- Z czego się śmiejecie?
- A nic siostra Y, jest chirurgiem plastycznym...
- Oooo... (i z bestialskim uśmieszkiem na twarzy dodaje) to czemu nie
zrobisz sobie większych cycków?

**



Dzisiaj rano idąc do pracy, schodząc po schodach zaczepia mnie sąsiadka,
starsza kobiecina i pyta, czy bym śmieci nie wyrzucił... Jako żem uczynny
(jasne) chłopak, to wziąłem worek od kobieciny. Na odchodne usłyszałem:
- Dziękuję. Będę się modliła za pana (aż się wzruszyłem)... - ale za chwile
usłyszałem - ...do ojca Rydzyka.
Chciałem oddać jej ten worek...

**



Zasłyszane w sklepie z artykułami AGD:
Klient pyta się sprzedawcy:
- A ten odkurzacz to mocno ssie?
- Panie, aż łzy lecą - z powagą odrzekł sprzedawca.


............................................
Wto Wrz 12, 2006 9:36 am


•  Adults only
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


teqila
stfu#2


Captain
::: 3085 :::
STEAM_0:0:1227639
wiek: 37
Evilive napisał:
ol-ex-eros

A tak na marginesie co to wogole jest ?


............................................
Wto Wrz 12, 2006 10:04 am


Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomośćWyślij email


jury
[BORG] Boq'ta


Commodore
::: 4674 :::
STEAM_0:1:227154
wiek: 48
za komuny tak nazywaly stomilowskie prezerwatywy
bardzo dobre bomby wodne sie z nich robilo na wielkanoc
ale za mlody jestes zeby takie rzeczy pamietac


............................................
Wto Wrz 12, 2006 10:25 am


•  Adults only
•  BORG Elite Member
•  BORG Member
•  Clan bulkowySKY
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


teqila
stfu#2


Captain
::: 3085 :::
STEAM_0:0:1227639
wiek: 37
jury napisał:
za komuny tak nazywaly stomilowskie prezerwatywy
bardzo dobre bomby wodne sie z nich robilo na wielkanoc
ale za mlody jestes zeby takie rzeczy pamietac

hehehe no i wszystko jasne no fakt tego nie mam prawa pamietac. Za gowniarza tez napelnialismy prezerwatywy woda i w dziewczyny ale pozniej piszczaly :szlug:


............................................
Wto Wrz 12, 2006 10:56 am


Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomośćWyślij email


Evilive


BORG Moderator
::: 727 :::

Z dzisiejszego posiedzenia Sejmu.

Andrzej Lepper do Premiera z trybuny sejmowej:

- Ja nie bedę klękał przed Wami na kolana, niech Giertych klęka ale on
nawet na kolanach bedzie od was wyższy...

pozdrawiam

Evilive


............................................
Pią Wrz 22, 2006 12:28 pm


•  Adults only
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


Han[D]_Solo
c18 | Evangeline


Fleet Captain
::: 3870 :::
STEAM_0:1:1232882
wiek: 35
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomość


Alexei Stukov
c18 | Alexis


Vice Admiral
::: 8208 :::
STEAM_0:0:11395938
wiek: 42
Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomośćWyślij email


zielak
@@@@@@@


Chief Warrant Officer
::: 643 :::
STEAM_0:1:1737356
wiek: 35
<TmK> Jakiego masz kompa
<GoGo> Srebrnego
<TmK> No ale jaki jest
<GoGo> Szybki
<TmK> Kur** no , ty mnie nie rozumiesz
<TmK> Jaki masz procesor ?
<GoGo> Siwy
<TmK> Kur*aaaaaaa
<TmK> Ile masz ram ?
<GoGo> Jedną, kupiłem dzisiaj bo tylko rama była , nie było delmy
<TmK> jezu , a ile masz lat
<GoGo> Dali mi 3 , jeszcze 1 rok i wychodze
<TmK> Nie kapuje cie koleś
<GoGo> Wiem , rudy na mnie wykapował


............................................
Czw Paź 19, 2006 1:15 pm


Odpowiedz z cytatem

Zobacz profil autoraWyślij prywatną wiadomośćWyślij email


Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Strona 7 z 12
Idź do strony Poprzedni  2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12  Następny


 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach









Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Avalanche style by What Is Real © 2004